Czeski Zamek Frydlant to miejsce, gdzie czas się zatrzymał. Podczas II wojny światowej zamek nie został zbombardowany ani splądrowany, dzięki czemu zachował swoje oryginalne wnętrza i wyposażenie. Po wojnie stał się jednym z pierwszych zamków w Czechach, udostępnionych do zwiedzania jako muzeum.
Przygotowano kilka tras o różnej długości i tematyce, jednak tylko po części mieszkalnej zamku oprowadza polski przewodnik. Wycieczka trwa 60 min, zaczyna się w kuchni i wiedzie przez pomieszczenia dla służby, piętro z pokojami mężczyzn, piętro z pokojami kobiet i poddasze, przeznaczone dla dzieci (do ich zabaw i nauki). Bilety można kupić online, wybrać język przewodnika i zakres zwiedzania.
Byłam już w tym zamku w 2018 roku i chętnie wróciłam. Za pierwszym razem nie można było robić zdjęć wnętrz, a za drugim już się udało, dlatego mogę się podzielić małą galerią na zachętę. Co mnie niezmiennie zachwyca w tym zamku? Autentyczne wnętrza! Do tego stopnia, że nawet szafy są pełne ubrań, a kuchnia pełna naczyń. Mnóstwo przepięknych mebli, dodatków, dzieł sztuki, wspaniale zdobionych ścian i sufitów. Szkoda tylko, że tempo wycieczki jest szybkie, bo mogłabym tak chodzić i podziwiać godzinami…
Frydlant powstał w połowie XIII wieku jako gotycki zamek obronny, a w XVI wieku rozbudowano go o renesansowy pałac i kaplicę, tworząc imponujący kompleks. W XVII wieku zamek należał do legendarnego wodza wojsk cesarskich – Albrechta von Wallensteina.
Po jego śmierci majątek wielokrotnie zmieniał właścicieli, aż w końcu przeszedł w ręce arystokratycznego rodu Gallas, który zamieszkiwał zamek aż do XX wieku. Ród Clam-Gallasów mieszkał w Frydlancie aż do końca II wojny światowej. Po 1945 roku, w wyniku zmian politycznych mieszkańcy zamku zostali zmuszeni do jego opuszczenia. Ostatnia wyjechała Clotilda Clam‑Gallas, która zamieszkała w Wiedniu (od 1945r. do śmierci w 1982 r.).
Na wycieczkę wybrałam się z dwoma kolegami, pod koniec sierpnia, ale pogoda dała nam popalić i to wcale nie upałami. Było tak zimno, że musiałam się „doubierać”. Stanęło na bieliźnie termicznej, koszulce, kurtce z membraną, a na to membranowa przeciwdeszczówka. Pod rękawice wciągnęłam jeszcze takie cienkie, wewnętrzne rękawiczki. Co się porobiło z tą pogodą, to ja nie wiem….





























































































