Odkąd odkryłam czeskie wyścigi miejskie w Horicach i Brannej, to stały się one dla mnie punktem obowiązkowym w motocyklowym grafiku wycieczek. Podczas ubiegłego weekendu odpicowane motocykle historyczne ścigały się w Brannej, a ja postanowiłam pojechać tam w niedzielę. Dałam posta, że się wybieram, ale w obliczu panujących upałów odzew był znikomy, zdecydowany był tylko jeden kolega, który na swoją beemkę postanowił zabrać też syna. A beema to była zacna, litrowa, tylko za cholerę nie pamiętam modelu:
Czeskie, kręte i równiutkie asfalty zawsze powodują u mnie uśmiech pod kaskiem! Ubrałam kurtkę z siatki – to i w ten upał dało się żyć, choć momentami w lasach nawet i przemarznąć. Bez większych przygód trafiliśmy na miejsce, a po drodze dołączyli do nas inni motocykliści.
Ja na tego typu wyścigach już byłam, więc wrażenie nie było tak powalające jak za pierwszym razem, a do tego słońce grzało bez litości. Przemieszczaliśmy się jedynie w małym zakresie i dopiero w zacienionych miejscach dało się żyć i sympatycznie wyścig oglądać:
Zrobiłam tylko parę fot, bo komórką na wyścigu ciężko coś złapać, ale kolega Łukasz, którego spotkałam na miejscu, poratował mnie swoimi fotkami:
Po przejeździe (jak zwykle) widowiskowych sidecarów, powoli zebraliśmy się na parking, gdzie się okazało, że… kolega zgubił kluczyki do motocykla! No nie! Postanowił z synem jeszcze raz przejść trasę, którą przemierzaliśmy, a ja się poddałam, bo jestem totalnie nie-upało-odporna i „padłam” pod krzakiem w cieniu, czekając na wieści. Wieści przyszły, że kluczyków nie ma, ale sobie zaraz poradzi.
No i poradził! Kierownica nie była zablokowana, więc wyszarpał stacyjkę i niczym MacGyver, wybrał zielony i czerwony przewód z 4-rech wystających i je połączył taśmą (tą właśnie, którą wożę w kufrze ze 3 lata i pierwszy raz się do czegoś przydała! haha). Motocykl odpalił, choć śmiechu było przy tym, bo podeszli Czesi, zaniepokojeni kradzieżą motocykla i musieliśmy im to jakoś (na wesoło na szczęście) wytłumaczyć.
Najbardziej przewrotny zwrot akcji miał dopiero nastąpić – otóż przy ubieraniu kurtki znalazły się kluczyki! Dlaczego dopiero wtedy? Bo kolega przeszukiwał kieszenie, a kluczyki włożył przez przypadek do kieszonki z ochraniaczem barku 🙂 . To ci historia!
Droga powrotna miło minęła, wypiliśmy kawkę na stacji i rozjechaliśmy się do domów.
p.s. Nie wiem czy wiecie, ale w sidecarach startuje także jedna polska motocyklistka i w Brannej ją widzieliśmy: Mój wywiad z Wiolettą Kowalczyk
p.s.2. Mam wieści od Pomidora – napisał mi 🙂 , że już został obniżony dla nowego właściciela, ma nową, egzotyczną rejestrację GTC i czeka na nową głowicę. Super!