Ma już nowy kuferek, wybrałam taki zgrabny i niezbyt wielki 33 litry z białymi odblaskami. Oczywiście jest zdecydowanie dla mnie za mały, ale zawsze to jakaś motywacja, żeby się jednak do niego zmieścić (awaryjnie wożę siatkę bagażnikową haha). Bo pół mojego kufra zajmują rzeczy bardzo potrzebne: kiedy będzie padać, kiedy kapcia złapię, kiedy mi coś odpadnie, kiedy będzie mi zimno, kiedy pobrudzę ręce itp. itd. Więc sami widzicie, że do dyspozycji na weekendowy wypad mam już tylko pół kufra 😀 .
A całe jego montowanie to była niezła akrobatyka! Nie są to „tanie rzeczy”, więc chciałam nieco ograniczyć te wydatki. Sam używany stelaż bagażnikowy to wydatek rzędu 200 zł, kufer chciałam mieć dobry (bo te chińskie to pod naporem ręki robią się już wklęsłe!), więc szperałam w sprawdzonych (i niestety drogich) markach. Ostatecznie wybrałam kufer marki SHAD, który wydawał się być świetnym kompromisem między jakością a ceną i do tego ładnie wyglądał. Gdzie był ten haczyk? Otóż Shad ma w komplecie płytę montażową, aaaaaale o wiele mniejszą, niż standardowa i zupełnie mijającą się ze standardowym stelażem… Wszystko oczywiście po to, by zakupić stelaż SHADa za 300 zł! Na szczęście tuż za płotem mam sąsiada „złotą rączkę”, który domontował mi poprzeczne blaszki w stelażu, co umożliwiło mi cieszenie się nowym kufrem (to tak w skrócie, bo przygód z tym montażem, a w szczególności starymi śrubami i gwintami, było więcej).
Zamówiłam też naklejki i Dziabąg (podobnie jak wcześniej Pomidor) jest już ochrzczony! 🙂
Co w następnej kolejności dostanie? Dłuższy błotnik przedni, bo jest taki „symboliczny”, że błoto fruwa mi po całym silniku. Oczywiście markowy kosztuje 100 zł (za 30 cm plastiku!), ale upolowałam jakiś pod zamówienie za 45. Zobaczymy co przyjdzie 🙂 Robiłam też podejście do zmiany kierownicy, ale pierwsze się nie powiodło, bo kierownica zamawiana wysyłkowo – okazała się zbyt szeroka i wygięta. Poza tym wszystkie przewody mają ściśle określoną długość i dużego pola do manewru nie ma. Teraz zamówiłam adapter do podniesienie kierownicy o 5, 10, 20 lub 35 mm i będę testować, ile najwięcej się uda uzyskać. Dlaczego mi na tym zależy? Ponieważ w takiej pozycji kierownicy, mój operowany bark bardzo dostaje w kość i po 100 km na motocyklu nie jestem w stanie bez bólu ruszać ręką.
Co nie zmienia faktu, że coraz lepiej mi się Dziabągiem lata i z każdym kilometrem lepiej się rozumiemy!
p.s. a poniżej dowód na to, że taki STOP przy zarośniętych, starych torach kolejowych nie jest tam bez powodu 🙂
Często denerwowałem się na tak właśnie umieszczone znaki stop i krzyże. Od dzisiaj nie będę, obiecuję 🙂