Pomidora mam już na wsi, Zachar (z ekipą) przywiózł go na lawecie. Trochę trwała ta nasza podróż, bo w piątkowe wieczory na trasie, nieco więcej ruchu. Odpalił go na koniec i podjechał kawałek, tym bardziej wielkie było moje zdziwienie, jak potem już mi nie odpalił…
Upewniłam się, czy jako blondynka *) nie popełniam jakiegoś kardynalnego błędu (przełączniczków trochę więcej ma niż String i inny kranik) i nadal słychać było tylko „pykanie”, a nie kręcił wcale. Jednocześnie lampka biegu jałowego przygasała, więc po konsultacji telefonicznej padło na to, że akumulator padł (u poprzedniego właściciela i po zakupie motocykl dość długo stał nieużywany).
No i teraz trudne pytanie – gdzie jest akumulator? Pierwsze przypuszczenie – pod kanapą. Więc, pytanie drugie – jak się ściąga kanapę? Po ciemku nie namierzyłam niczego, co by mogło mi pomóc ją zdjąć, poczekałam więc do rana. W międzyczasie skorzystałam z „koła ratunkowego”, czyli kontaktu z Romkiem i Maćkiem – poprzednimi właścicielami. Romek nie miał z akumulatorem do czynienia (ale pomagał w szukaniu), a Maciek coś kojarzył i bardziej mnie nakierował.
Rano, jak tylko otworzyłam oczy (bez kawy i śniadania) poleciałam szukać akumulatora 😉 . Nie było to proste – najpierw z tatą zdemontowaliśmy dwa czarne boczki, po prawej był tylko kolejny plastik, a pod lewą (już wiem, że mam) bezpieczniki. Potem Maciek nakierował nas na śrubki w nadkolu! I faktycznie były to śrubki od kanapy (w życiu bym na to nie wpadła!), tyle że pod kanapą nadal nie było akumulatora! Nawet schowka tam nie ma!
Przyglądając się bacznie płytce z bezpiecznikami (i będąc na linii z Maćkiem), zauważyliśmy bok akumulatora… w głębi pod ramą. Żeby go wydostać – trzeba było odkręcić jeszcze osłonę tłumika! Masakra 😉 Teraz się ładuje, a był totalnie wyczerpany i zobaczymy, czy trzyma czy czeka mnie kolejny wydatek…
Jak mi się uda dziś czy jutro kawałek przejechać to jeszcze się pochwalę 😉
*) Określenie „blondynka” jest w pełni uzasadnione, bo np. ostatnio zgubiłam boczki (policzki) od kasku. Powiecie, że to niemożliwe? No to taka sytuacja: wyprałam je i wrzuciłam luzem do kasku, bo były jeszcze wilgotne. Następnie kask wrzuciłam do takiej specjalnej torby i pojechałam z nim do Wrocławia. Prawdopodobnie wyleciały mi gdzieś po drodze… I co teraz? Musze się udać do serwisu HJC i pewnie wydać jakieś 80-100 zł. Boli…
O różnych sposobach odblokowania siedzeń, czy to w motocyklach, skuterach, czy motorowerach, to można epopeję napisać 😉 Przy jednym kawasaki to już była komedia, jak skakaliśmy wokół, zaglądając w każdy zakamarek, po czym internet nas dopiero oświecił, że trzeba szukać takiej dziurki jak na śrubkę patrząc od spodu na zadupek i tam w głębi (jakieś 2 cm) jest miejsce na kluczyk. Sherlock by wymiękł! A gdzie indziej z kolei w ogóle nie było zamka, tylko druciana dźwigienka… Albo super antywłamaniowe systemy „tu przekręć kluczyk, a tam jednocześnie drugą i trzecią ręką wduś dźwigienki po obu stronach motocykla”… Hehe, czasem jest ubaw z tymi złomami 😉