Działania wojenne na zamku w Rydzynie

W ubiegłą niedzielę chcieliśmy się gdzieś przejechać, więc przeszukałam listę wydarzeń w okolicy i padło na Piknik Militarny na zamku w Rydzynie. Byłam już na rekonstrukcji bitew, gdzie jeszcze nie prezentowano broni palnej, a tym razem pokaz miał dotyczyć działań wojennych z 1920 roku, a potem z 1944 roku. Pojechaliśmy w trójkę, na trzech Versys’ach: ja i Emil z Brzegu Dolnego, a na miejscu dołączył Marek z Wrocławia.

Usiedliśmy na brzegu fosy, nie bardzo wiedząc czego się spodziewać, a pierwsze strzały były głośne i zaskakujące. Całą inscenizację prowadziły grupy rekonstrukcyjne, ok. 15 osób (bo dwie kolejne nie dotarły). Pomagali sobie rekwizytami, racami dymnymi, petardami i ślepymi nabojami, a w prezentacji z 1944 roku pojawiły się też motocykle i samochód wojskowy.

Fajnie się to oglądało – odebraliśmy to bardziej na wesoło, bo to jednak tylko inscenizacja. Gdzieś w środku dociera jednak do człowieka ta informacja, że wojna niesie ofiary i przynosi cierpienie, przy czym wymaga wielkiej odwagi i narażenia/utraty swojego życia w imię większej sprawy.

Między pokazami pospacerowaliśmy po okolicy zamku, a na drugim pokazie złapał nas deszcz. Na szczęście miałam przeciwdeszczową płachtę, pod którą się schowaliśmy. Chcieliśmy jeszcze wyskoczyć w jakieś fajne miejsce na kawę, a niedaleko był fajny zameczek w Rokosowie. Niestety tam kawiarni żadnej nie było i musieliśmy się zadowolić taką ze stacji benzynowej.

Na trasie zauważyłam wyróżniający się dom i namówiłam chłopaków, żeby tam wrócić. Domek stał na krzyżówce w miejscowości Poniec i był pięknie ozdobiony, a do tego otoczony ogrodzeniem z różnymi figurkami, głównie aniołków. Spytaliśmy miejscowych, co to za miejsce i jeden pan nam powiedział, że właściciel domu miał taką pasję, jednak zmarł. Jego rodzina mieszka w Niemczech, więc dom jest teraz opuszczony.

P.s. Na Majkim mam nowy uchwyt telefonu, bo chiński się połamał, a mąż zrobił mi (własnoręcznie!) świetną poprzeczkę pod szybą, dzięki czemu telefon z nawigacją mam na wprost, wysoko i bez żadnych drgań. Na urodziny też dostałam zestaw do automatycznego smarowania łańcucha Scottoiler.