Pierwszy raz w Malborku byliśmy podczas kamperowego urlopu, jednak wtedy trafiliśmy na dzień świąteczny i zwiedzanie było ograniczone do terenów zewnętrznych. Zamek zrobił na mnie przeogromne wrażenie i obiecałam sobie, że jeszcze tam wrócę. Zwiedzaliśmy wtedy z przewodnikiem, który był mistrzem w swoim zawodzie – opowiadał ciekawie, trzymał napięcie, używał intonacji, miał wiele ciekawych historii do opowiedzenia, niekoniecznie z tych oficjalnych, suchych faktów historycznych.
Pomyślałam znowu o Malborku, gdy planowałam jakiś majówkowy wyjazd. Motocyklowi przyjaciele mieli różne plany, Emil był w trasie, więc postanowiłam zrobić coś tylko dla siebie. Przyznaje, że najpierw poczułam lęk, przed taką trasą w pojedynkę. Wiem, że to nie jest żaden wyczyn, ale przez ostatnie kilka lat, na te dłuższe wypady jeździłam w mniejszym lub większym towarzystwie. To siła przyzwyczajenia i konieczność wyjścia poza ten schemat. Na szczęście im bliżej terminu wyjazdu to lęk ustępował, przekształcił się w otwartość na przygodę i podekscytowanie.
Ruszyłam 2 maja i do pokonania miałam 460 km. Oprócz tego miałam w planie zobaczyć Zamek w Kwidzyniu i Sztumie, jednak godziny otwarcia uniemożliwiły mi zobaczenie tego drugiego. Trasę w większości pokonałam drogami ekspresowymi, bo w innym przypadku musiałabym jechać ponad 2 godziny dłużej.
Z krótkimi przerwami i jednym urozmaiceniem trasy (kiedy to robotnicy zgubili styropian wielkości drzwi na moim pasie) dotarłam o 16.30 do Zespołu Katedralno-Zamkowego w Kwidzynie. Sam obiekt robi wrażenie swoją wielkością, udało mi się zwiedzić zamek z audioprzewodnikiem, tuż przed zamknięciem i na chwilę wejść do katedry. Nie udało się już dostać na wieżę, ani w podziemia.
Na zamku było kilka wystaw: wyrobów ze szkła, z dawnego życia na wsi, rodzajów zwierząt leśnych oraz noży i scyzoryków. O samym zamku, w trakcie chodzenia po nim, dowiedziałam się niewiele, coś tam jeszcze z podsumowania, po wyjściu na dziedziniec – nie porwało mnie to zwiedzanie.
Wrażenie za to zrobiła katedra w środku, aż żal mi było, że już się nie załapię na zwiedzanie z przewodnikiem.
Zjadłam późny obiad i pojechałam do miejsca noclegowego. Dedal Internat miał dobre ceny na pokój jednoosobowy, pieszo można było rano dojść do zamku, a po drugiej stronie ulicy były sklepy, więc i zakupy niezbędne zrobiłam. Warunki w środku całkiem przyjemne, bardzo sympatyczna i pomocna pani recepcjonistka, czysto w pokoju i osobna łazienka, więc do szczęścia tyle wystarczyło, żeby kontynuować zamkową przygodę.
Spodziewałam się majówkowego natłoku turystów, więc byłam już 8.45 po odbiór audioprzewodnika, a zorganizowane grupy z przewodnikiem ruszały od 9.00. Tym samym, na początku zwiedzania, byłam na zamku tylko w towarzystwie 2 osób. Oczywiście sytuacja bardzo szybko się zmieniła i musiałam czasem przyspieszać lub zwolnić, żeby nie zostać wessana przez jakąś dużą grupę osób i mieć możliwość przyjrzenia się wszystkiemu. Ale, czy to możliwe? Spojrzeć tam na wszystko? Myślę, ze nie, bo poświęciłam 4h na zwiedzanie, a to i tak było za mało. Na mnie osobiście największe wrażenie zrobił odbudowany kościół zamkowy.
Jeżeli kogoś interesuje broń lub/i bursztyn (szkatuła Christopha Mauchera!) to wystawy tematyczne są w tej kwestii bogato zaopatrzone, także w unikatowe eksponaty.
Czy audioprzewodnik po Malborku daje radę? Ma swoje plusy i minusy. Plusem jest ten komfort, że zwiedzamy we własnym tempie (na szybko tematy nas nie interesujące, a szerzej to, co chcemy), bez tłumów. Informacje audio nie są nudne, a do tego oprawione dodatkowymi dźwiękami, które odnoszą się do historii. Minus jest taki, że przewodnicy opowiadają więcej, zwracają uwagę na najważniejsze eksponaty, dodają coś od siebie do historii.
Miałam porównanie, np. gdy byłam na wystawie bursztynowej opis audio był raczej zwięzły, resztę trzeba było sobie doczytać przy (wielu, wielu) eksponatach. Idąca za mną wycieczka z panią przewodnik uzyskała dużo obszerniejsze oprowadzenie po nich. Podobnie było w innej sali, gdzie przewodnik barwnie opowiadał, jak wyglądało jej wykorzystanie w czasach krzyżackich.
Nie mam do końca zdania, co jest lepsze (każda forma ma swoje plusy), ale wiem, że na kolejne, pełne zwiedzanie pójdę z przewodnikiem, najlepiej w dzień powszedni. Bo już mam pewność, że będzie kolejny raz! Malbork uzależnia, bo ma tak wiele do zaoferowania, że jedna wizyta tam daje niedosyt.
Dlaczego Malbork to mój ulubiony zamek? Nie do końca potrafię to uzasadnić, ja po prostu tak czuję. Jak weszłam pierwszy raz na dziedziniec to miałam ciarki, atmosfera tego miejsca jest jakaś… inna. Zwiedzałam piękne zamki w Europie, jednak tylko Malbork urzekł mnie na jakimś głębszym poziomie. Chodzę po nim w totalnym zafascynowaniu, jego wielkością/przestrzenią/budową/klimatem. I mam wielki szacunek dla osób, które z całym sercem poświęciły się, i nadal poświęcają, w jego restaurowaniu.