W ubiegły weekend Tomek zaproponował, żeby zrobić wycieczkę przy okazji Dolnośląskiego Rajdu Zabytków Techniki. W rajdzie udział mogły brać tylko samochody i motocykle zabytkowe, ale nikt nikomu nie bronił zwiedzać miejsc, gdzie uczestnicy mieli w ramach rajdu się meldować. A było ich sporo, a w tym muzea, różne wytwórnie, młyny itp., do tego stopnia, że tylko 1 uczestnik rajdu zebrał wszystkie pieczątki i przez dwa dni przejechał ponad 800 kilometrów, tylko po Dolnym Śląsku!
Tomek miał plan, jednak złapał kapcia i do końca nie było wiadomo, czy wyjedzie. Dlatego postanowiłam wybrać kilka punktów i na wycieczkę zabrać Asię na 125-tce. Jakoś już jesienią i po całym tygodniu w pracy nie mam parcia na całodniowe wyprawy. Pokręcić się na motocyklach z fajnymi ludźmi, kawy się wspólnie napić napić i zobaczyć coś przy okazji – też jest fajnie. Ostatecznie Tomek też wyjechał i spotkaliśmy się na dwóch pierwszych punktach.
W sobotę rano ruszyłam do młyna w Siedlimowicach, gdzie czekała na mnie reszta ekipy. Młyn działa, ale akurat tego dnia miał awarię, więc wszystkie maszyny miały postój.
Drugim punktem było Muzeum Technik Rolnych w Piotrowicach Świdnickich, niestety zamknięte ze względu na Covid. Kolejnego dnia się okazało, że przechodząca burza pozrywała tam dachy.
Na koniec odwiedziliśmy rodzinną winiarnię w Sobótce, która powstała w budynku starej gazowni. Z węgla uzyskiwano tam gaz do latarni w mieście. Teraz produkowane jest tam wino z winogron, z lokalnej winnicy. Wino przechowywane w beczkach i sprzedawane detalicznie, już w butelkach. Ta rodzinna firma powstała 6 lat temu, a uzyskane litry wina, każdego roku, rozchodzą się w całości.
Potem wróciliśmy na Bielany Wrocławskie na kawę i pyszne pierogi, ale jak zobaczyłam czarne chmury, to szybko wsiadłam na motocykl i ruszyłam w drogę powrotną. Ulewa złapała mnie jednak na obwodnicy i to taka, że aż ręce bolały od uderzeń kropel wody. Za plecami błyskały pioruny i wiatr nieźle hulał. Na szczęście przed sobą widziałam biały prześwit i faktycznie, im bliżej byłam domu, tym bardziej sytuacja się poprawiała.
Drugiego dnia postanowiłam pojechać do Wałbrzycha, do prywatnego Muzeum Górnictwa i Sportów Motorowych. Stworzył je Jerzy Mazur – dealer Nissana, kierowca rajdowy i wyścigowy, były górnik. W muzeum jest zbiór jego własnych pamiątek ze sportowej kariery, a także rzeczy podarowanych przez innych kierowców. Można tam także obejrzeć kolekcję samochodów.
A przez przypadek odwiedziłam też inne Muzeum Górnictwa, ale do środka nie wchodziłam:
Na koniec ze znajomymi spotkaliśmy się na mecie rajdu, żeby obejrzeć inne pojazdy, które wystartowały w rajdzie:
Dawno już nie jeździłam sama, na starcie czułam nawet jakiś niepokój. Ale po kilkunastu kilometrach powróciła ta radość z samotnej przygody. Wesołe nastawienie do poznawania świata i otwartość na to, co wycieczka przyniesie. Przyzwyczajenie jednak ogranicza.