W tym roku urlop mogłam wziąć tylko krótki, więc postanowiliśmy z mężem spędzić go w Polsce. Nasze wakacje wiążą się zwykle z podróżowaniem motocyklem, więc musieliśmy rozważyć, co przez ten okres zrobić z naszą kotką Kawą. Zwykle są trzy scenariusze: kot zostaje w domu i ktoś ze znajomych (lub z rodziny) go odwiedza, kot idzie mieszkać u kogoś innego w domu lub w kocim hotelu i wersja ostatnia – kot jedzie z nami na wakacje.
Tą ostatnią wersję przerabialiśmy 2 lata temu nad morzem, tylko że wtedy kot jechał z nami samochodem. Kawa wcale nie chciała siedzieć w transporterze, tylko biegała po tylnych siedzeniach i bagażniku, obserwując drogę. Była przy tym mocno zestresowana, dyszała i nie było to dla niej przyjemnością. Nasz kot mieszka w bloku, jego wybiegiem jest balkon i każda sytuacja, ponad ten scenariusz, jest już sporym przeżyciem, pobyt na zewnątrz np. na plaży – również.
Biorąc to wszystko pod uwagę postanowiliśmy pojechać gdzieś bliżej, tak maksymalnie 2 godziny drogi od domu i wynająć domek taki, gdzie koty są mile widziane. Miejsce nie miało znaczenia, bo to i tak jest dla nas tylko baza wypadowa dla motocyklowych wycieczek. Padło na Kliczków, domek przy rzece i blisko do granicy z Niemcami. Rozważaliśmy przewiezienie kota samochodem i powrót po motocykle, ale wtedy sobie przypomnieliśmy, że na AliExpress widzieliśmy spory wybór plecaków do przewozu małych zwierząt w cenach od 80 do 150 zł.
Wiele z nich jest z tworzywa, co od razu wykluczyliśmy, ponieważ było upalnie. Wybraliśmy model tekstylny z dużą ilością przewiewnej siatki. Trzeba dokładnie sprawdzać wymiary plecaka, bo jedne są dla małych, a inne dużych kotów. Nasza Kawa jest drobniutka i wybrany plecak okazał się być idealnym. Dla poprawy bezpieczeństwa podczas jazdy zabezpieczyliśmy zamki przed rozpięciem biurowymi spinaczami, plecak był ubrany odwrotnie – na klatkę piersiową, a szelki na plecach połączyliśmy dodatkowo paskiem.
Zdecydowaliśmy, że delikatnie wpłyniemy też na polepszenie nastroju kota i złagodzenie stresu przez podanie ziołowej dawki Kalmvet. Okazało się, że Kawa bardzo chętnie zjadła i dokładnie wylizała całą porcję, jedną dostała wieczorem, a drugą godzinę przed startem. Potem trzeba było tylko spakować jej wszystkie zabawki, miski, karmy i w drogę. Oczywiście zapomnieliśmy żwirku i trzeba było się wracać.
Początkowo Kawa nie mogła znaleźć sobie miejsca i bardzo się wierciła. Potem już chyba pogodziła się z tym dyskomfortem i do celu na luzie dojechała. Drogę powrotną zniosła dużo lepiej, wiedząc już o co chodzi. Najbardziej niepokoiła się, gdy się zatrzymywaliśmy, ale wtedy Emil mówił do niej uspokajająco. Dlatego dobrym pomysłem było trzymanie plecaka z przodu, podpartego na baku.
Na miejscu Kawa zaczęła zwiedzać wszystkie kąty domu i co chwilę przychodziła cała w pajęczynach. Chyba właściciel powinien jej dopłacić za sprzątanie. O dziwo, cała sytuacja mocno wpłynęła na jej odwagę i nawet dwa razy z rzędu z własnej woli wyszła na spacer po terenach zewnętrznych. Oczywiście wieczorem, jak już inni mieszkańcy domków poszli spać.
Podsumowując – można bezpiecznie i w miarę komfortowo przewieź kota na motocyklu. Plecak do transportu jest dobrej jakości i sprawdził się w praktyce. Jednak nie będziemy tego robić tylko i wyłącznie dla wycieczki motocyklowej z kotem, tylko w razie konieczności przewiezienia go z punktu A do B.