Pierwszy Zlot Kawasaki Versys Klub 300/650/1000

Grupa Kawasaki Versys Klub powstała, ponieważ większość moich znajomych wyleciało z innego klubu Versysa, gdzie z adminem trzeba się zawsze zgadzać (bo jak nie – to się wypada, łącznie z całą dyskusją). A po założeniu swojego klubu wyleciałam też ja, więc w genezie jest to klub banitów. Początkowo było to 12 zaprzyjaźnionych osób, ale ciągle dołączają kolejne (obecnie jest ok. 100).

Gdy Dzień Kobiet spędziłam z motocyklistkami w mongolskich jurtach, to wpadłam na pomysł, by tam też spotkać się z ekipą od Versysów. Początkowo miał to być wyjazd tej mojej, zaprzyjaźnionej grupy, ale jak pojawiło się więcej zainteresowanych to poszerzyliśmy skład i tym samym powstało coś na kształt – pierwszego, dolnośląskiego zlotu Kawasaki Versys Klub.

Mongolskie jurty to Domy Słońca w miejscowości Jaszkowa Dolna pod Kłodzkiem, które prowadzi para motocyklistów: Oksana i Marek. Nie mam żadnego doświadczenia w organizacji tak dużych spotkań i to dzięki nim to wszystko wypaliło. Ja byłam takim koordynatorem ekipy, a Oksana i Marek wzięli na siebie cały harmonogram wycieczki i organizację posiłków. Zrobili to świetnie, za co jestem bardzo wdzięczna! Czasowo wszystko się zgrało, zakrętów i atrakcji także nie brakowało.

Domy Słońca są „na wypasie”, mają własne łazienki, a na zewnątrz można korzystać z bani i sauny. W jednej jurcie mieszkało 5 osób, w drugiej 6, a trzecia była pusta, więc tą przestrzeń zagospodarowało sobie kilka osób jako bazę noclegową. My dojechaliśmy dopiero późnym wieczorem w piątek, kiedy jedna ekipa już się kąpała w bani, a druga imprezowała w jurcie. Po rozpaleniu grilla już się wszyscy zintegrowali i tak już zostało na cały weekend.

W sobotę zaczęliśmy od wodospadu Wilczki, a potem kręte trasy zaprowadziły nas na kawę w Hubertusie przy Czarnej Górze.

Z Lądka Zdrój, solidną porcją zakrętów, zjechaliśmy do Złotego Stoku, gdzie umówieni byliśmy na smacznego pstrąga w Złotym Jarze. Pogoda była w kratkę, co chwile nadciągały złowrogie chmury deszczowe. Przed startem w sobotę spadł deszcz z gradem, jednak później się rozpogodziło i wyjechaliśmy na sucho. Chyba nasza intencja dobrej zabawy zaczarowała pogodę, bo drugie „oberwanie chmury” miało miejsce wtedy, jak spokojnie pod dachem piliśmy kawę. Gdy zaczęliśmy się zbierać do wyjścia, to wyszło słońce. Lepiej być nie mogło!

Po obiedzie pojechaliśmy zwiedzić Pałac Marianny Orańskiej w Kamieńcu Ząbkowickim. Byłam tam już kilka razy, ale z pewnością wrócę jeszcze po 2025 roku, kiedy zakończą się rewitalizacyjne prace zewnętrzne (obecnie ogrody są zamknięte). Po dniu pełnym wrażeń integrowaliśmy się przy wspólnym ognisku, w bani i saunie. Mnóstwo wspólnych tematów, kupę śmiechu i genialny klimat miejsca!

Niedziela była już takim dniem „na wylocie”, w planie też była wspólna trasa i kawka u zaprzyjaźnionych motocyklistów w Pensjonacie Granada. Po drodze odłączały się kolejne osoby, potwierdzając, że nasz wspólny weekend był bardzo udany!

Autorami zdjęć są uczestnicy imprezy. A na koniec filmowe podsumowanie sobotniej wycieczki od MotoZew Adventure:

Pałac Marianny Orańskiej w Kamieńcu Ząbkowickim

Weekend spędziliśmy z Emilem w Kotlinie Kłodzkiej. W sobotę była imprezka rodzinna, a w niedzielę postanowiliśmy coś zwiedzić. Początkowo myśleliśmy o spływie kajakowym, ale stan wody w Nysie Kłodzkiej jest tak niski, że kajak trzeba ciągle przenosić – zostawimy to na inną okazję. Pałac Marianny Orańskiej towarzyszył mi od dziecka, ponieważ lubiłam z psami szwędać się po okolicy, a on zawsze był gdzieś w tle. Dwie wieże ponad linią lasu tworzą bajkowy klimat.

Kilka lat temu gminie udało się odzyskać pałac z rąk prywatnych, ponieważ zmarł jego właściciel. Wcześniej jednak jego stan znacznie się pogorszył i wszędzie wałęsały się przygłodzone psy. Gmina zainwestowała w remonty, które nadal trwają, ale sporą część pałacu można już obejrzeć. Kontrowersyjna jest cena biletu w wysokości 25 zł, ale nie żałowałam tych pieniędzy, bo pałac robi wrażenie.

Marianna Orańska była niderlandzką księżniczką, która wiele zainwestowała w Kotlinę Kłodzką. Rozbudowała część uzdrowiskową i chętnie pomagała okolicznym mieszkańcom. W życiu prywatnym zdecydowała się na bardzo odważny krok – po rozwodzie związała się z pracownikiem pałacu. Nie zrobiła tego potajemnie, jak było zwyczajowo poprawnie, tylko pojawiała się wszędzie ze swoim partnerem i wspólnie wychowywali dzieci. Gdy w konsekwencji otrzymała zakaz wchodzenia do pałacu drzwiami, to wchodziła tam oknem (tak i dzisiaj się zwiedza), a gdy na terytorium Polski mogła przebywać tylko 24h, to na noc przenosiła się na stronę czeską, kilka kilometrów dalej. Żyła po swojemu, kochała swojego partnera i nikt jej w tym nie przeszkodził.

Pałac ma ok 100 pomieszczeń, budynek i ogród był zaprojektowany przez światowej sławy architektów, a wszystkiego doglądała Marianna. Obecnie pomieszczenia są w dobrym stanie, jednak nie mają praktycznie żadnego wyposażenia z tamtych lat, można je jedynie zobaczyć na starych fotografiach. W witrynach znajdują się drobne rzeczy znalezione w pałacu. W jednej sal są zdjęcia pałacu w chwili przejęcia i dopiero można docenić ogrom prac, jaki został wykonany do dnia dzisiejszego. Opowieści pani przewodnik ubarwiają całą wycieczkę, a zwiedzanie trwa ok. 1,5 h.