Środkowa Polska Zachodnia

cof_soft
Na kilka dni zostaliśmy nad jeziorem Głębokim. Poniedziałek nam upłynął na słodkim lenistwie, pojechaliśmy z motocyklistami do Międzyrzecza na lody, a stamtąd oni wrócili w kierunku Wrocławia, a my nad jezioro. Długo tak jednak „nic nie robić” nie umiem, więc już wieczorem szukałam pomysłów na wycieczki. I wiecie co? Strasznie się cieszę, że mieszkam na Dolnym Śląsku, bo on jest bogaty w atrakcyjne miejsca. W tej środkowej części kraju (i zachodniej, jak mnie czytelnik poprawił) niewiele znalazłam miejsc, które odwiedzić bym chciała. Stanęło na Łagowie (bo pięknie z góry wygląda) i Międzyrzeckim Rejonie umocnionym.

W Łagowie cicho, spokojnie, turystów w czerwcu zero. Mała mieścinka, ale ma swój klimat. Całą panoramę okolicy można podziwiać z okolicznej wieży. Pani sprzedająca lody poleciła nam jeszcze wejście na wiadukt kolejowy, ale akurat ta panorama nas nie porwała. Dłuższą chwilę na tych lodach spędziliśmy, bo właścicielka lodziarni ma synów motocyklistów, więc było sporo wspólnych tematów. Wrócimy do Łagowa jeszcze ze względu na trasy rowerowe przy jeziorze i te podziemne.

Międzyrzecki Rejon Umocniony jakoś specjalnie mnie nie pociągał, bo na Dolnym Śląsku zwiedziłam kilka takich obiektów. Jednak mile byłam zaskoczona, ponieważ to zupełnie inny typ wojennych bunkrów. Na zewnątrz mała kopułka, a wewnątrz podziemny świat wysokości 10 pięter! I nawet z trasą dla ciężarówek. Długie kilometry podziemnych tras, po których chodziliśmy ponad 2 godziny. Było tam chłodno (ale mieliśmy motocyklowe ciuchy) i ciemno (na szczęście na trasach były punkty ze światłem). Ponoć te trasy mogą prowadzić nawet do Berlina, ale są zalane i ciężko to sprawdzić. Niektóre fragmenty trasy są też chronione przed turystami ze względu na zimowanie nietoperzy.

Przeszliśmy dziesiątki schodów i nadreptaliśmy kilka kilometrów. Po wyjściu na zewnątrz i ten upał, zadzwoniliśmy po samochód transportowy, żeby nas dowiózł do bazy. A to nie był zwykły samochód! Wrażenia niezapomniane, bo jazda nim wcale nie była spokojna.

Kolejnego dnia postanowiliśmy wyskoczyć nad morze na rybkę, bo ze środkowej Polski to już „kawałeczek”. Pogoda była cudna, więc na plaży się godzinkę poopalaliśmy. Woda była lodowata, więc zanurzyłam się po… kostki hahaha. Rybka za to była wyśmienita, choć słono kosztowała (90 zł/2 os). Fajnie było choć na chwilę zobaczyć morze, oddychać nadmorskim powietrzem i poczuć nagrzany piasek.

Ostatni dzień pobytu zostawiliśmy sobie na leniuchowanie z leżakami nad jeziorem, jazdę rowerkiem wodnym i pakowanie się.