Marynistyczna historia Pomidora

Jakiś traf chciał, że na mojego bloga trafił Maciej, jeden z poprzednich właścicieli Pomidora, poznał swój, były motocykl i opowiedział mi o nim wiele, ciekawych rzeczy. Motocykle to jego wielkie hobby, przeważnie ma dwa/trzy “na stanie” (teraz jest Hyosung GT 650, 125-tka na miasto i quad). Lubi porównywać różne sprzęty, tak więc dość często sprzedaje motocykle i kupuje następne. Miał przyjemność jeździć, już chyba na wszystkim, co się dało – od sportowych Ducati, przez Hayabusy, wszelkie ścigacze, a potem nakedy… Nie miał jedynie nigdy rasowego choppera i wyczynowego crossa. Po etapach fascynacji mocą i prędkością wraca na lekkie, mniejsze i prostsze motocykle – a na celowniku jest teraz KTM Duke 390.

DSC_8998Pomidora nabył z ogłoszenia w Szczecinie, od… marynarza. On był pierwszym właścicielem w Polsce i pływał sobie w okolice Chin, szukając ropy 😉 . Mimo, że był mechanikiem pokładowym, to nie miał większego pojęcia o motocyklach i zaniedbał go niestety, mocno… Dzięki temu Maciek tanio go odkupił. Następnie wziął się za niego – dokładnie wyserwisował i pięknie wyczyścił. Włożył w niego dużo czasu i trochę pieniędzy. Zrobił też oryginalna grafikę wg własnego pomysłu (na baku, owiewkach i karbony na wydechu), żeby mieć “niepowtarzalny“ sprzęcik 😉 .

Sprzedał go po kilku latach za niewiele większą sumę, ale kwota, którą ja zapłaciłam – już jej nie przypominała… Bo jak to w handlu bywa – najwięcej zarabiają pośrednicy (w tym przypadku jedna para spod Wrocławia).

Poznanie Maćka ma jeszcze inne plusy, prócz poznania historii życia Pomidora 😉 . Bo udzielił mi kilku, cennych rad w eksploatacji tego modelu.
Pomidor jest dość lekkim motocyklem, ale jeden cylinder o wysokiej pojemności, nie jest jego zdaniem dobrym wyborem dla osoby początkującej, bo jazda takim sprzętem wymaga dobrego “zrozumienia”, dość trudnej charakterystyki tego silnika. Takie motocykle bardzo nie lubią zbyt niskich obrotów. Na biegach 1- 4 trzeba mieć minimum 2500 / 2900 obrotów, a na ostatnim piątym – 3100 / 3300 (Maciek nawet zrobił na obrotomierzu takie pola zakresowe przy użyciu małych naklejek). Bo, jak obroty spadną – silnik będzie emitował dużo wibracji, albo nawet bardzo szarpał. Kręcenie bardzo wysoko też nic nie da, bo te silniki mają w sumie, bardzo wąski zakres obrotów użytecznych.

Jak każdą jednocylindrówkę na gaźniku, trzeba go przed jazdą dobrze rozgrzać (i nigdy nie gazować mocno na zimnym silniku – a dotyczy to wszystkich moto). Na zimno trzeba zapalić – na wyciągniętym na maksa ssaniu, dać mu kilka minut, aby złapał temperaturę. Ruszając, muszę mieć to ssanie jeszcze pół-otwarte (bo motocykl przy zamkniętym nie będzie reagował na odkręcanie manetki). Tak trzeba przejechać dwa/ trzy kilometry i dopiero potem, jak maszyna się zagrzeje – wyłączyć całkowicie (to bardzo ważne, bo jazda na ssaniu nie jest dobra dla silnika). Jak już będzie nagrzany jak należy, to bardzo ładnie będzie słuchał manetki 🙂 . A poziom oleju sprawdza się bagnetem przed zbiornikiem paliwa na gorąco, a nie na zimno, jak w większości motocykli.

Plan jest taki, że jutro przewiozę motocykl na wieś i (jak będę się czuła z ręką na siłach) może kawałek się przejadę. Dzięki Zacharowi elegancko i dostojnie pojedzie na lawecie 😉 .