Terenowy szał ;-)

W sobotę miałam zaplanowane jazdy po terenie w okolicach Wołczyna, a String miał okazję wrócić w miejsce, skąd pochodzi… W piątek prześledziłam mapy, bo oczywiście nie chciałam jechać główną trasą przez Oleśnicę. Nie mam frajdy z takiej jazdy, zdecydowanie wolę mało uczęszczane, kręte drogi ze sporą ilością miejscowości i lasów. Lubię widzieć krajobraz, a nie przez niego przelatywać ;-).

Wyruszyłam po 7 rano w sobotę, pogoda dopisywała. Wybrana trasa była całkiem fajna, tylko na odcinku, może 20 kilometrów, był dość styrany asfalt. Dużo prostych przez lasy, dużo zakrętów na wioskach. Jeszcze w trakcie jazdy trochę zmodyfikowałam trasę, bo drogowskaz wskazał mi inną drogę, żeby ominąć kolejne miasto. Wyjechałam w Namysłowie i stamtąd już szybszą trasą dojechałam do Wołczyna.

Odwiedziłam Artura (sprzedawcę Stinga) na stacji diagnostycznej, to przy okazji przegląd załatwiłam. A przy stacji były łabędzie na stawie białe i czarne – bardzo się zdziwiłam, że można mieć takie „domowe zwierzęta”…

Potem dotarłam do Krzyśka, który miał mi zrobić terenową przeprawę. Okazało się, że motocykle crossowe ma dwa, więc mogłam u niego Stinga zostawić. Jak zaczął mi opowiadać, gdzie pojedziemy z naciskiem na kałuże i piasek – to już miałam oczy jak 5 zł! Kałuże i piach – to dla mnie gwarancja gleby (prędzej czy później), jadąc na Stringu. Przebrałam się w inne spodnie, ubrałam ochraniacze i pojechaliśmy na spotkanie z przygodą lub glebą ;-).

Całkiem swobodnie jechało mi się, zupełnie innym motocyklem, XLR ma wygodną kanapę, bardzo elastyczny silnik (mój String już by dawno prychał i był oburzony, jakbym go przetrzymała na biegu zbyt wysokim), trochę słabsze hamulce i najważniejsze – kostka to genialna opona! Każde zarzucenie kołem w mig było do opanowania, kałuże przejeżdża jak po twardym, a po piasku trochę tańczyłam na początku. Ale Krzysiek wytłumaczył mi, że stabilność na piachu złapię dopiero wtedy – jak zredukuje bieg i odkręcę manetkę. I faktycznie to zadziałało, może nie miałam mega prędkości, ale musiałam przezwyciężyć odruch odpuszczania gazu, jak mam kłopoty z utrzymaniem toru jazdy.

Najpierw jechałam dróżką obok Krzyśka, a potem stwierdziłam, ze lepiej jedzie się za nim – bo mogę podejrzeć i skopiować jego tor pokonywania przeszkód. No raz się poddałam, na fragmencie podmokłego torfowiska. Wjechałam do połowy, oczywiście za wolno i utknęłam. Krzysiek musiał wskoczyć na chwilę na moje moto i wyprowadzić z opresji (co jemu problemu nie sprawiło). Potem była seria wielgaśnych kałuż, przyczepność wyśmienita – tylko kolana musiałam zarzucać nad bak, bo woda chlapała ostro na boki. Uśmiech od ucha do ucha!

Jechaliśmy drogami polnymi i małymi zagajnikami leśnymi, ale głównym celem była…piaskownia! Ojjjjjj, ten piaskowy krajobraz trochę mnie przeraził, zatrzymałam się przy wjeździe w wielki dół z rozkopanego piachu i zrobiłam małą przerwę, żeby ochłonąć i przygotować się na to wyzwanie! Krzysiek w tym czasie mógł się trochę wyżyć, bo biedny za szybko do tej pory (przy mnie) pojeździć nie mógł ;-). Potem pokazał mi taki piaskowy plac, żebym mogła poćwiczyć poskramianie wroga.

Robiłam sobie kółka i ósemki, zdecydowanie łatwiej mi było skręcać i asekurować się nogą w lewą stronę, na prawo nie jest już tak łatwo! Potem przesiadłam się na bardziej wyczynowego AJP, pozycja była o wiele wyższa (nogi na ziemi na styk) i kanapa węższa. Ponoć wszyscy bardziej jazdę nim sobie cenią, a mi się wydał taki zbyt wysoki i sztywny. Prawdopodobnie to jest zaletą przy szybkiej jeździe, a do mojego poziomu bardziej pasował XLR. Nie skorzystałam więc z opcji powrotu na AJP, a w Hondzie się zakochałam i wiem, że jak tylko będzie możliwość – to będę miała drugi motocykl do jazdy w terenie!

Bardzo mi się spodobało to, że motocykl crossowy jestem w stanie opanować. Slajdy bokiem po piachu wcale nie są trudne, jak koła potrafią potem złapać przyczepność i motocykl wyprowadza się balansem ciała. Satysfakcja jest niesamowita! Fakt, że robiłam to ostrożniej i połowę wolniej niż Krzysiek – no ale to w końcu mój pierwszy raz. Ważne, że nie zrobiłam krzywdy sobie, ani Hondzi. Wracaliśmy już z piaskowni pewniej i szybciej. To była super przygoda! 😉

Z powrotem do połowy trasy na Wrocław, Krzysiek mnie poprowadził najkrótszą drogą, niestety była dość skomplikowana i nie potrafiłabym jej odtworzyć. Kazałam mu jechać około 80 km/h, ale i tak odstawałam na zakrętach, bo on zwalniać nie musiał, a ja trochę tak. String na nierównym asfalcie i przy prędkości słabo dociska, momentami odrywając przednie koło. Lekkość motocykla ma swoje zalety i wady też.
Nie, nie zmienię mu kół na crossowe ;-).