Pomidor musi poczekać…

Pewnie czekacie na jakieś, pierwsze wrażenia z jazdy Pomidorem? Muszę, niestety jeszcze ten moment nieco przeciągnąć, bo ręka jest bardzo słaba po tych 3 tygodniach szpitalnej rehabilitacji. Myślę, że w ostatni weekend sierpnia przewiozę go na wieś (80 km), choć jeszcze nie wiem jak… W grę wchodzi auto z paką, przyczepka bądź jakiś kolega motocyklista – padnie na to, co tańsze i dostępne w dany weekend.

Wtedy odważę się na jakąś małą przejażdżkę po odludziach. Testowanie go w środku Wrocławia nie uważam za odpowiedzialne, a u rodziców na wsi będzie OK, bo jak nie dam rady – to w każdym miejscu się mogę przecież zatrzymać.

Nie wiem, czy jest się czym chwalić, ale jestem bankrutem. Szczęśliwym bankrutem hehe Kupując motocykl wpadłam na debet, a tu jeszcze: koszty rejestracji, podatek i ubezpieczenie. O ile dwie pierwsze kwoty są stałe, to na ostatniej udało mi się zaoszczędzić. Mój dotychczasowy ubezpieczycie wyskoczył z kwotą 230 zł (za Stringa było 130 zł), ale poszłam do takiego biura, gdzie mają dużo ubezpieczalni i się okazało, że dwie z nich dają za 3 lata bezszkodowej jazdy 60% zniżki i zapłaciłam tylko 114 zł. Na szczęście wróciłam do pracy (ręka do pracy przy kompie się z grubsza nadaje), bo na chorobowym kasa mniejsza, a i NFZ zaplanował mi kolejną rehabilitację na… grudzień (miło z ich strony, że w tym roku hehe).

Pomidor potrzebował też na gwałt opon, więc oczywiście zaczęłam szukać używek. Jednak mój nieustępliwy mechanik Zachar wybił mi to z głowy i stanęło na kompromisie: nowa oponka na przód, a druga używka na tył (którą on mi „wyczaruje”). Na wiosnę kupię pewnie nową, też na tył. No i jeszcze handbary, bo to mały wydatek w stosunku do kłopotu z połamaną klamką (miałam je w Stringu i wielokrotnie się przydały, a i cieplej w ręce z nimi).

To tyle ze spraw bieżących, a jeszcze opowiem Wam z jakim niezrozumieniem swojej pasji się spotkałam po zmianie motocykla. Póki jeździłam na 125, to jakoś nikt nie uważał tego za jakieś tam, wybitne zagrożenie, ale teraz mam 650 i co?? Motocykliści, oczywiście podzielają moją radość, że wreszcie siądę na pełnowymiarowy motocykl, uważają go nawet za słaby!

Nie-motocyklisci reagują zupełnie inaczej – pukają się w czoło, wróżą mi kolejne złamania, a czasem i gorzej… Serio! Nic nie daje tłumaczenie, że moje 650 to nie to samo, co 600 w ścigu. Już nawet mówię, że to takie, bardziej „leniwe konie mechaniczne” i, że wiele osób bez problemu jeździ na takich po kursie (już nie wspominając o tym, że na podobnej pojemności się teraz robi kurs i zdaje). Ale to ta różnica 125 a 650 robi taaaaakie wrażenie i żadne przekonywanie tu nie pomaga. W sumie z chęcią bym wsiadła na 350, jakby były hehe.

Druga sprawa, to koszt zakupu motocykla. 6.500 tys za 14-letni motocykl to zdecydowanie zbyt kosmiczna kwota dla użytkownków „puszek” – już nawet usłyszałam, że mogłabym za to mieć 3 samochody! Tu też nic nie daje tłumaczenie, że za kasę z Fiata CC nie kupi się, powiedzmy, Peugeota 206. I, że sorry taki mamy rynek – motocykle tanie nie są, a ten jest w bardzo dobrym stanie, ekonomiczny w spalaniu i OC kosztuje tylko stówkę na rok. Tak mam przede wszystkim w pracy. A rodzice? Mama była wkurzona, ale chyba jej przeszło, a tato gada swoje, ale garaż na moto mi stawia 🙂 .

Trochę to męczące, tłumaczyć to wszystko od nowa, bo wszyscy na jedną modłę, to samo… Na szczęście mam już trochę znajomych motocyklistów/tki i od nich otrzymuję duże wsparcie. Ciągle pytają, czy mi w czymś pomóc i kiedy razem pojeździmy? 😉

Poza tym, czy ja się muszę tłumaczyć? To moje życie, moja kasa (raczej banku hehe), pracuje na to i kocham to. Koniec dyskusji! 😉

13 odpowiedzi na “Pomidor musi poczekać…”

  1. Przede wszystkim, gratuluję zakupu, bo jeszcze tego nie zrobiłam 🙂
    Jakoś tak wyszło, że akurat też kupiłam swoje moto. Pierwsze 🙂 Też czerwone 😀
    I mam podobnie- również weszłam na debet i jestem szczęśliwym bankrutem 😉
    Myślę, że ludziom nie związanym w żaden sposób z motocyklami, nie ma co tłumaczyć czegokolwiek, a już na pewno nie w kwestii pieniędzy. Pytania ile zapłaciłam za motocykl, zbywam milczeniem. Pamiętam jak pukali się w czoło, kiedy mówiłam, ile dałam za swój rower szosowy (moja poprzednia pasja).
    Jak zaczęłam kurs na prawo jazdy, było gadanie, czym będę jeździć. Jak mam czym jeździć, uśmiercili mnie już setki razy, a w najlepszym przypadku łamali mi nogi. Do tego były pytania, gdzie ja motocykl będę trzymać i co z nim zrobię, jak nie zdam egzaminu. Egzamin zdałam trzy dni po zakupie, to jest gadanie, że i tak już nie pojeżdżę, bo praktycznie jest już zima… I będę zimą albo w każdym deszczu żałować, że nie kupiłam samochodu. Ludziom nigdy nic nie pasuje 😉 Jest to irytujące, ale tylko rodzicom tłumaczyłam swój wybór, bo są mi bliscy, reszcie mi się nie chce 😉
    Życzę, żeby ręka się spisywała coraz lepiej i wkrótce się z nami podzielisz wrażeniami ze śmigania nowym moto 🙂

  2. Fajnie, że mnie rozumiesz, bo masz prawie tak samo 😉 Ostatnio przeszli samych siebie, bo już mi kazali kasę na koszty pogrzebu organizować, żeby rodzina nie miała kłopotu… Wiesz, ten zakup motocykla jest testem na to, kto jest moim przyjacielem. Bo przyjaciele (mimo, że nie-motocyklowi) przyjęli tą sytuację całkiem normalnie (bez tragizowania) i cieszyli się razem ze mną. Słuchali mnie, rozumieli i trzymają za mnie kciuki.
    Fajnie, że będziemy razem miały jesienny start na czerwonych hehe, Ty pierwszy a ja ponowny 😉 I też czekam na Twoje wrażenia 😉

    1. Szpetna sprawa, ale z rodziną, jak wiadomo, to tylko na zdjęciach… Czasem też odnosiłam wrażenie, że tylko ja potrafię się postawić w ich sytuacji (no bo wiem, że to z troski, zmartwienia itd.), bo w drugą stronę – zero tolerancji, cienia empatii. I nie tylko w sprawach motocyklowych… Na dłuższą metę ciężko jest wmawiać sobie, że to starsi ludzie (w moim przypadku dziadkowie), że się nie zmienią, że trzeba mieć do nich cierpliwość – jak się non stop natrafia na ścianę. W końcu jedynym wyjściem pozostaje odizolowanie się – dla obopólnego świętego spokoju. Ciężka, ciężka sprawa, ale z rodzicami jest szansa, że się wyprostuje, to jest inna relacja – za co w Twoim przypadku trzymam kciuki! Bo „kto da radę, jak nie ja” 😉

        1. Aa, to pogubiłam się w wątkach 😉 A w pracy to nikomu nic do tego – i tyko rzeczywiście taka korzyść z tego dla Ciebie, że okazuje się kto jest kim…

  3. Kasa na pogrzeb to przegięcie… Nikomu źle nie życzę, ale ciekawe, czy oni mają gotową, na wypadek gdyby rozjechał ich samochód na pasach albo znak drogowy spadł na głowę na chodniku 😉
    Dobrze, że przyjaciele są prawdziwymi przyjaciółmi i Cię wspierają i rozumieją, tak jak powinno być.
    Jakieś i to nie byle jakie pierwsze wrażenia już były… Mój najfajniejszy na świecie instruktor i poznany na placu kolega (od którego zresztą odkupiłam motocykl), zabrali mnie i moto do Lublina na tor w sobotę, dwa dni przed egzaminem 🙂 Pośmigałam sobie trochę. Teraz czekam na odbiór prawa jazdy i będzie prawdziwy jesienny start 🙂 Chyba nadszedł czas założyć blog. Twój mi bardzo pomagał w pierwszych zmaganiach z kursem na prawko 😀

    1. Zapraszam do założenia go na motocaina.pl (ekspresowo się to robi), jest nas (pasjonatek motocykli i samochodów) już tu trochę i fajnie, jakby było więcej!

  4. Czytam i czytam i już jestem przekonana na 100% w poniedziałek zapisuję się na kurs kat. A 🙂 Mimo, że po 30-stce ale zakochałam się od pierwszego bezpośredniego wejrzenia 😉 Na zabój 🙂 Dwa tygodnie temu mój M kupił motocykl (duże Varadero) i po dwóch tygodniach plecaczkowania już wiem, że jak najszybciej chcę być kierowniczką 🙂 Czytam babskie blogi i już przekonałam się (na razie w teorii), że jest szansa, że na kursie nie będą jedyną, której to będzie ten „pierwszy raz”. Plan jest taki: zaraz na kurs, zdać egzamin w tym roku (wolę mieć spory margines czasu 😉 i ok. stycznia zakupić swoje dwa kółka i już samodzielnie pojechać na rozpoczęcie sezonu motocyklowego gdzieś 🙂
    Dalej będę zaglądać do Ciebie na bieżąco i życzę szybkiego powrotu do zdrówka (rączce:)

  5. No i super! Tak trzymać! Z takim zapałem pokonasz wszelkie przeciwności, jestem pewna 😉

Możliwość komentowania została wyłączona.