I kto by pomyślał, że tydzień po sprzedaniu Stringa będę miała nowe moto? Honda FX 650 Vigor, silniczek o trochę innej charakterystyce pochodzi z Dominatora. Rok produkcji 1999 (2000 pierwsza rejestracja), 160 kg na sucho. Do kompletu kufer i koło supermoto.
Jutro opowiem całą historię zakupu, bo dziś (przeszczęśliwa) padam na pysk 😉
Update: Więc było to tak….
Po obejrzeniu Freewinda miałam trochę wątpliwosci, czy jakikolwiek motocykl z tych większych enduro będzie mi „leżał” pod względem masy, mocy i spalania. W sobotę byłam wolontariuszem na półmaratonie i tam spotkałam motocyklową ekipę. Kolega mnie „oświecił”, że na silniku dominatora powstawały, też takie mniejsze enduro w wersji: SLR, Vigor i supermoto FMX. Szczerze mówiąc, słyszałam o nich pierwszy raz w życiu i ucieszyłam się, jak zobaczyłam, że to takie fajne i zgrabne modele. SLR-a nie było w okolicy, poprawione nieco (w stosunku do wersji pierwszej) Vigor-y były dwa w okolicy (jeden we Wrocławiu), a FMX-y były zbyt drogie.
Umówiłam się na obejrzenie wrocławskiego egzemplarza, choć na cenę 6.900 zł nie mogłam sobie pozwolić. Motocykl „leżał” mi idealnie, stopy na glebie, bak mały, kierownica blisko i całość zaskakująco lekka. Powiedziałam, że moja oferta to max 6.500 zł (poszłam po debecie) i sprzedający się zgodził, a i dołożył jeszcze: pokrowiec, zapięcie, kufer, koło 18 cali z tarczą i błotnikiem, i rękawice metro Groove (ja to mam szczęście do rękawic spadających z nieba – pamiętacie te od zajączka? Tutaj).
Potem Pan Roman zaprosił mnie na kawę i się okazało, że nie tylko motocykle są naszą wspólną pasją, ale także rajdy i wyścigi samochodowe. Ja zwykle o nich piszę, a Romek się w nich ścigał. Przeszliśmy na „Ty” i spędziliśmy razem trochę czasu w sympatycznej atmosferze. Umówiliśmy się na wieczorną wizytę mechanika i podpisanie umowy.
Poprzednim właścicielem motocykla była kobieta, a wcześniej jakiś motocyklista dojeżdżał nim do biura. Miał 28 tys. przebiegu z czego ostatni właściciel zrobił niecałe 2 i na jeżdżenie, już mu zdrowie nie pozwala. Oceną techniczną zajął się Zachar, Maiya i Robert (polecam zachar-motocykle.pl) i większych zastrzeżeń nie mieli. Leżał wprawdzie kiedyś na boku, ale niegroźnie i opony wymagają natychmiastowej wymiany.
Motocykl na mnie teraz czeka – znajomi odradzili mi wsiadanie na niego z tak słabą ręką, więc postaram się ich posłuchać 😉 . Dziwnie mi z tym, że go mam i nie mam jednocześnie, aczkolwiek chodzę od wczoraj z uśmiechem, dosłownie przyklejonym do twarzy. To najlepsza motywacja rehabilitacyjna!
Jestem pod wrażeniem biegu wydarzeń związanych z wymianą motocykla, która trwała jedynie tydzień! Przez cały ten czas czułam, jakby mnie ktoś prowadził za rękę. Jakby nic w tym wszystkim nie było przypadkowe, a starannie przygotowane przez… przeznaczenie.
Zapomniałam dodać, że mój motocykl nie ma jeszcze imienia, ale ma… piosenkę 😉 Ona towarzyszyła mi od początku poszukiwania moto i ona genialnie oddaje energię, jaką mi dają motocykle. Mogłabym to odtańczyć dookoła „bezimiennego” hehe
Update 2: Może i banalne, może mało oryginalne, ale jak je wymyśliłam – to już się nie odczepiło (podobnie było ze Stringiem).
Imię nowego motocykla to… Pomidor!
Piękna! Gratulacje 🙂
Gratuluję zakupu! Oby służył długo i bezawaryjnie!:)
Ja obecnie jestem na wstępnym etapie rozglądania się za pierwszym moto i już wizja różnego rodzaju oględzin oraz prób wciskania kitu przez sprzedających trochę mnie przeraża…
Myślę, że jako kobiety (choć pewnie nie wszystkie) musimy liczyć na wsparcie kogoś bardziej zorientowanego. Ja za pierwszym razem kupiłam w ciemno i nie zauważyłam krzywej felgi i kierownicy (na szczęście dużo mnie to nie kosztowało), ale pewnie skutki nie sprawdzenia moto przez mechanika mogą być nieco kosztowniejsze. Popytaj znajomych motocyklistów o kogoś pewnego, kto by mógł obejrzeć moto przed zakupem w okolicy Twojego miejsca zamieszkania. We Wrocławiu polecam Zachara, bo to pogromca mitów i wciskanych kitów 😉