Muzeum Zabawek w Kudowie Zdroju

Weekend spędziłam tradycyjnie w Kotlinie Kłodzkiej, pogoda dopisywała i jakoś tak trafiłam z godzinami przejazdu, że mogłam się cieszyć zupełnie odludnymi drogami. Podobnie było na „ósemce”, którą jechałam w niedzielę do Kudowy Zdróju ok. godz. 11.

Kudowa to dla mnie zwykle brama do Czech, ale tym razem postanowiłam wjechać nieco głębiej do miasta. Ładny park, deptaki i uzdrowiska, tylko z parkowaniem w centrum nieco słabo. Trzy podejścia robiłam do parkowania, aż znalazłam małą uliczkę jednokierunkową, gdzie zakazu nie było. Dopiero wracając zauważyłam, że motocykliści wskakują po prostu za słupki na chodniku.

Postanowiłam odwiedzić Muzeum Zabawek, niewielki budynek z gablotami na parterze i piętrze. Zgromadzono tam zabawki z różnych czasów, używane w Polsce, jak i zagraniczne. Można zobaczyć swoje zabawki, zabawki rodziców, jak i dziadków. Niektóre nieco straszyły 🙂

Razem ze mną muzeum zwiedzała para staruszków, którzy nie ukrywali wzruszenia na widok zabawek z własnego dzieciństwa: „a pamiętasz to?”, „a bawiłeś się tym?” – pytali ciągle siebie nawzajem. Sama jestem dzieckiem końcówki lat 70-tych, więc tylko Rumcajs, Koralgol, Krecik, komiksy i szał na lalkę Barbie przypomniały mi dzieciństwo. Bardzo podobały mi się miniatury domów i kuchni z pełnym wyposażeniem: meble, mini talerze, butelki, garnki – wszystko z drewna, szkła i metalu. Zrobiłam trochę zdjęć – poznajecie własne zabawki?

Na koniec skoczyłam do Srebrnej Góry, gdzie umówiłam się z kolegami, którzy też jeździli po okolicy, na kawkę i ciastko. Zwykle zatrzymuję się w Górskiej Perle, gdzie jabłecznik i kawusia smakują wybornie, a zdążyłam wszystko wypić i zjeść, zanim koledzy przyjechali. Potem posiedzieliśmy jeszcze na wspólnych pogaduchach i każdy ruszył w swoją traskę.

Wracałam do Wrocławia w dobrym nastroju, ruch był umiarkowany, aż w połowie drogi zaatakował mnie motocyklista. Zaatakował, bo inaczej nie można tego nazwać! Pokonywałam partię zakrętów przy ciągłym ruchu ze strony przeciwnej, aż tu zza zakrętu wypadł centralnie na mnie, wyprzedzający ich motocyklista. Zmieścił się pośrodku na trzeciego, a jego kolega jechał grzecznie za tymi samochodami. Zwykle zagrożenia wypatruję w samochodach, ta sytuacja totalnie mnie zaskoczyła, bo jakim trzeba być kretynem, żeby tak wyprzedzać? Jakbym była w samochodzie, to jego by już na tym świecie pewnie nie było…