Babska wycieczka!

Do Kotliny Kłodzkiej wybrałam się w piątek, ale po drodze odwiedziłam Magdę, która ma świetne pomysły na ubarwienie i poprawę widoczności kasków. Swojej córce, która uwielbia koty zrobiła kask w kocie łapki, a i mi na poczekaniu strzeliła flagę z tyłu, a z przodu… usta! Wszystkie naklejki świecą w nocy. Już, jak od niej wyjechałam – panowie na pasach padli ze śmiechu, także pomysł zwraca uwagę i bawi. Przekonałam się o tym także później w różnych miejscowościach i przynajmniej nie muszę się martwić o to, że mnie ktoś nie zauważy 😉 .

Przykleiłyśmy też pinlocka i trochę było przy tym śmiechu, bo jakoś te warstwy na nim były dla nas czarną magią, instrukcja po angielsku, którą zrozumieliśmy na zasadzie „Kali jeść, Kali pić”, a obrazki też jakieś, niezbyt jasne. Udało się go przykleić, ale oczywiście krzywo mi to wyszło, bo nie posłuchałam instrukcji, żeby najpierw oznaczyć sobie jego położenie. Teraz kask mi prawie nie paruje, prawie, bo w skrajnych warunkach potrafi nadal zajść mgłą, ale wystarczy sekunda otwarcia szybki, żeby to zniwelować. Nie muszę już jeździć z otwartym kaskiem! Musiałam popracować nad odruchem otwierania szybki przy każdym zatrzymaniu! Teraz już nie muszę tego robić 🙂 .

Jadę, jadę do rodziców, biorę się za wyprzedzanie eLki, a tu klakson! Szybki rzut oka w lusterko, czy komuś drogi nie zajechałam, ale za mną nikogo nie było!? Dziwna sytuacja, jadę dalej, wrzucam kierunek, a tu klakson! Co jest do cholery!? Przyczyna była zabawna, otóż ta osłona handbarów mojej mamy przesunęła się dołem i materiał naciągnięty na klakson przy ruchu dłoni go uruchamiał. Uśmiałam się! W domu przy pomocy igły i nitki przymocowałam lepiej te ocieplacze.

W sobotę pogoda miała być piękna, może nie upalna, ale słoneczna. Postanowiłam dokończyć tematy zamkowe w woj. opolskim, ale udało się to tylko częściowo. Na ogłoszenie o wycieczce odpowiedziało wielu motocyklistów, tyle że odpowiedzi były odmowne. Jakoś nikomu ten termin nie przypasował, albo już zimują motocykle. Pogoda taka, że postanowiłam pojechać, choćby sama, ale powiem Wam, że po sezonie spędzonym w gronie motocyklistów, samotna jazda nie jest już tak satysfakcjonująca. Na pauzach nie ma się do kogo odezwać, a zobaczonych rzeczy nie ma z kim obgadać. Mogę jechać z punktu A do B sama, ale wycieczek już nie wyobrażam sobie bez towarzystwa!

Na szczęście z pomocą przyszła Magda i podesłała mi swoją znajomą, która mieszka niedaleko i też pomysłu na sobotę nie miała. Baby to jednak twarde są! Z Justyną umówiłam się w Złotym Stoku i gdy ujrzałam, jak męczy się na manewrach parkingowych – to oceniłam jej umiejętności na mocno początkujące. Jednak z bliska zobaczyłam, że po prostu jest drobnej budowy, a jej maszyna to ponad 200 kg, wiec nie ma się czemu dziwić i szacun, że w ogóle takie spore moto ogarnia 😉 .

IMG_20151024_123926Pojechałyśmy na stację benzynową i sympatycznie pogadałyśmy. Justyna została moją idolką, jeżeli chodzi o ilość słów wypowiadanych na minutę, a to na mnie czasem mówią „małe ADHD”, przy niej – to ja jestem jednak flegmatykiem 😉 . Na szczęście opowiada przy tym fajne rzeczy i ma poczucie humoru, więc miło było ją poznać, i razem spędzić czas. Wymieniłyśmy się też spostrzeżeniami o tym, jaki wpływ na bezpieczeństwo motocyklistki mają wystające spod kasku włosy. A uwierzcie, że mają bardzo duże, bo inni kierowcy bywają wtedy gentelmanami 😉 . Okazało się tylko, że zatankowane na Bliskiej paliwo nie było najlepsze, bo mi motocykl zgasł 2 razy, a Justyny „Miśka” na wolnych obrotach się dusiła.

Ruszyłyśmy w stronę Grodkowa, po drodze stając przy moich ulubionych zalewach, a jeden z nich stał się jesienią, bardziej zbiorem wysp. Droga była dobrze oznakowana, więc do pałacu w Sulisławiu poprowadziłam bez problemu. XIX-wieczny pałac został odnowiony w 2012 i mieści się w nim hotel, otacza go ładny park i inne zabudowania. Motocyklem można wjechać na teren parku i bez problemu sobie wszystko obejrzeć. Jednak pierwsze, co nam się rzuciło w oczy, a raczej w uszy – to jelenie na rykowisku 😉 .

Okazało się, że obok jest wielka zagroda, a w niej mnóstwo danieli, a w tym jeden – szef stada, który zajmował się robieniem dużego hałasu i przeganianiem swoich rywali. Sarenki za to pięknie pozowały i obserwowały ludzi. Stałyśmy tam jeszcze chwilę i zaczepił nas jakiś pan, który o nie dba. Opowiedział, że zaczynali od 4 sztuk i że mają kilka hektarów dla nich, choć zdarzają się sytuacje, gdy ktoś niszczy ogrodzenie po to, by im uciekły. Zdradził nam także, że uwielbiają kasztany, a nawet jedzą je z ręki.

Potem poszłyśmy pooglądać pałac i okoliczne, rycerskie posągi oraz ładną fontannę. W fontannie zobaczyłam wiele kasztanów i zaczęłam się zastanawiać, skąd się tam wzięły. Po chwili już namierzyłam drzewo i nazbierałam do kasku sporo kasztanów, Justyna dołączyła i tak przygotowane poszłyśmy karmić daniele. Już jeden rzucony kasztan pobudził całe stadko, które ustawiło się do karmienia. Jednak nie znały nas i były płochliwe, więc o karmieniu z ręki nie było mowy. Tak czy siak frajdę miałyśmy z tego wielką!

IMG_20151024_151934Byłyśmy już niedaleko ruin w Kopicach, więc jeszcze je chciałam Justynie pokazać. Uzgodniłyśmy, że teraz ona poprowadzi na nawigację. No i wtedy się zdziwiłam! Całą drogę jechałam ostrożnie, żeby nowej koleżanki nie stresować prędkościami, a ona jak pognała przodem, to mi kopara opadła. Koleżanka wcale się nie stresuje! Mało tego – świetnie jeździ, nie boi się zakrętów i zachowuje tor jazdy. Przejechała dopiero 1000 kilometrów na swoim motocyklu, ale widać, że przeszła bardzo dobrą szkołę jazdy! No i jej motocykl lubi się wkręcać, mój Pomidor to przy nim „osiołek”.

IMG_20151024_153215Na miejscu w Kopicach okazało się, że pani przewodniczka właśnie poszła z turystami (tura trwa 1,5 godziny), więc nie było sensu czekać, a i łapało nas późne popołudnie i trzeba było robić odwrót. Po drodze jeszcze jakiś stary dworek obejrzałyśmy i pojechałyśmy szukać stacji benzynowej. Najbliższa miała być w Grodkowie, ale tak była schowana, że jej wcale nie znalazłyśmy! Jednak to fajne miasteczko, ma sporo ładnych, starych budynków, więc wiosną warto mu się bliżej przyjrzeć. Na pożegnalnego hot-doga stanęłyśmy na stacji dopiero w Ziębicach. Pogoda się zaczęła załamywać, nad lasami zbierała się już lodowata mgła, więc szybko rozstałyśmy się i pognałyśmy do ciepłych domków.

Dzisiaj wracałam do Wrocławia i było dużo zimniej, oczy łzawią czasami, a z nosa uparcie kapie. Jaka jest jesienna jazda? Inna, mniej komfortowa. Chłód, wiatr i szybko zapadający zmrok – nie sprzyjają koncentracji. Jadę bardziej automatycznie, żeby dojechać, żeby mi było w końcu ciepło. Choć widoki nieraz ściągają moją uwagę, wesoła żółtość liści, jakby na przekór aurze, wywołuje uśmiech. Póki nie leżą na asfalcie, czuję się bezpiecznie. Czasem robią nad drogą złote sklepienie, aż jadąc zadzieram głowę do góry. Nie mogę się oprzeć…

p.s. Fajna freceived_1020957584634925otka od Justyny:

5 odpowiedzi na “Babska wycieczka!”

  1. A ja mam odwrotnie – jak czytam o Twoich wycieczkach, to właśnie nachodzi mnie chęć na jazdę w grupie, ale zaraz potem przypomina mi się, że nie potrafiłabym tak. Wkurzałabym się tylko, że nie mogę jechać po swojemu albo wycieczka wkurzałaby się na zbyt częste przystanki, błądzenie i doraźne wybieranie trasy, a jak by jeszcze ktoś inny miał nagle aspiracje, żeby nawigować i prowadzić, to koniec, tyle mnie widzieli 😛 Więc nawet się za to nie zabieram 😉

    1. No każdy ma swój styl, ja miałam tak jak Ty, ale mi się odmieniło 🙂 . Bo czasem można odpuścić nieco swojego „widzi mi się” dla dobra fajnej paczki motocyklowych ludzi.

Możliwość komentowania została wyłączona.